Playlista

3 MIEJSCE W KONKURSIE NA STRONCE!

Paulina Melcer- Ściskomdlejka

Trzydzieści minut przed północą z dziury pod portretem Grubej Damy wyłoniła się postać dziewczyny ubranej w szkolną szatę. Jej czarne włosy były spięte w ciasny kok. Zazwyczaj miała srogi wyraz twarzy, jednak tej nocy w jej jasnych oczach pobłyskiwało podniecenie. Dziewczyna szybko rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby ją przyłapać, a gdy stwierdziła, że korytarz jest pusty, stało się coś niezwykłego. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała szesnastoletnia uczennica, pojawił się bury kot z ciemnymi obwódkami wokół oczu.
     
Kot zaczął truchtem zmierzać do Wieży Astronomicznej. Na jej szczycie stał wysoki młodzieniec o falujących blond włosach, wpatrujący się w usłane gwiazdami niebo. Zwierzę zamarło. Przystanęło w cieniu i zaczęło obserwować chłopaka. Podobnie jak dziewczyna, on również był ubrany w szkolną szatę, z tym wyjątkiem, że z szyi zwisał mu żółty krawat Hufflepuffu, a nie czerwony gryfonów. Ręce trzymał na balustradzie, a na nadgarstku wisiał duży, srebrny zegrek. Blondyn westchnął cicho i zerknął za siebie. Na widok burego kota uśmiechnął się leciutko. W ułamku sekundy kot zniknął i znów pojawiła się rozpromieniona dziewczyna, która wtuliła się w ramiona chłopca.
     
- Robert!
     
- Cześć, Minerwo - Robert objął ją ramieniem po czym odsunął się trochę, wkładając rękę do kieszeni - Gotowa na niespodziankę?
     
Minerwa McGonagall kiwnęła głową. Robert uśmiechnął się i wyjął z kieszonki dwa małe, wyglądające jak złote maliny przedmioty. Minerwa przypatrywała im się podejrzliwie. Na widok jej miny chłopak roześmiał się.
     
- Nie bój się, to tylko nowy wynalazek mojego brata. Magiczne cukierki, które mogą przenieść nas dokąd chcemy, na terenie całej Anglii, nawet gdy Hogwart objęty jest zaklęciami antydeportacyjnymi.  Tylko ich smak... Edward musi dopracować jeszcze ten szczegół.
     
- Niesamowite! - szepnęła z podziwem Minerwa - Twój brat to geniusz. Zaklęcia chroniące szkołę są bardzo silne!
      - Fakt, Edward ostatnio ma całkiem dobre pomysły. Ale wróćmy do niespodzianki. Włóż ściskomdlejkę do buzi i...
      - Ściskomdlejka? - zachichotała Minerwa.
      - Tak, nazwa jest równie ciekawa jak działanie - zaśmiał się Robert - Zjedz ściskomdlejkę, chwyć mnie za rękę i daj się zaprowadzić na jedną z najlepszych nocy w twoim życiu!
      Minerwa posłusznie chwyciła ciepłą dłoń blondyna i zaczęła przeżuwać cukierek. Skrzywiła się, gdy poczuła gorzki smak. Nagle świat wokół niej zaczął wirować; Minerwa zacisnęła palce na dłoni Roberta i poczuła gorąco rozchodzące się po całym ciele. Coś wydusiło z jej płuc powietrze. Poczuła, że zaraz straci przytomność więc resztkami sił jeszcze mocniej ścisnęła rękę Roberta i... TRACH! Stała w ciemnej uliczce Londynu, łapczywie oddychając.
      - Och, podróż też nie jest zbyt przyjemna. - mruknął czerwony na twarzy Robert. Minerwa przytaknęła i zerknęła na ich złączone dłonie. Wprawdzie już się deportowali i mogłaby go puścić, ale jakoś nie miała na to ochoty.
      - Znasz ten nowy pub dla czarodziejów na York Street? Nazywa się Smoczy Oddech.
      - Słyszałam, że to świetne miejsce, jeśli chcesz się zrelaksować. I mają dobry miód pitny. - uśmiechnęła się Minerwa.
      - A więc wypróbujmy go! - krzyknął Robert i pociągnął ją w stronę głównej ulicy, z której słychać było głośne krzyki. Biegli między kolorowymi witrynami sklepowymi, a mugole, którzy przechadzali się ulicą spoglądali z zaciekawieniem na ich długie szaty. Ze śmiechem wpadli do pubu. Większość miejsca zajmował parkiet, gdzie tańczyli ściśnięci czarodzieje. Z głośników ryczała muzyka. Pod ścianą stało parę stolików.  Przecisnęli się do baru, a młody, przystojny barman uśmiechnął się szelmowsko proponując im słynny miód pitny. Oboje wzięli po łyku i rzucili się w wir tańca. Minerwa rozpuściła włosy, czarne kosmyki latały przy jej uśmiechniętej twarzy gdy podskakiwała w rytm piosenki. Roześmiany Robert objął ją w pasie, podniósł i zaczął kręcić wokół własnej osi. Minerwa zapiszczała z radości i chwyciła szyję Roberta. Oboje tańczyli, trzymając się wciąż za ręce. Gdy wybiła trzecia w nocy, Robert pochylił się do ucha Minerwy.
      - Czas iść. Mam jeszcze drugą część niespodzinki! - krzyknął, chcąc przegłuszyć muzykę. Wyprowadził Minerwę na zewnątrz. W pubie było gorąco, więc po zetknięciu z chłodnym powietrzem nocy, dziewczynę przeszły ciarki. Robert objął ją i poprowadził aż do portu, gdzie cumowały promy.
      - Zawsze chciałem przepłynąć się promem i zobaczyć Londyn nocą. - wyjaśnił i skierował różdżkę na łysego mugola w okularach, czekającego aż kupią bilety - Confundus! - Mugol zrobił zeza a Robert wprowadził na pokład Minerwę. - A do tego nie zapłacimy nawet knuta!
      - Rzucanie czarów poza szkołą jest nielegalne. - Przypomniała mu Minerwa. Robert uniósł brwi.    
      - A uciekanie z Hogwartu w środku roku szkolnego to co? I jeszcze dopuszcza się tego prefekt Gryffindoru! - Policzki dziewczyny pokrył szkarłaty rumieniec. Robert roześmiał się. - Mam ukończone siedemnaście lat, mogę czarować. A teraz chodź, moja ty prymusko i choć raz zabaw się tak, jak powinnaś.
      Pocałował ją lekko w czoło. Prom ruszył. Robert pociągnął ją w stronę dziobu i objął od tyłu. Minerwa chłonęła jego zapach mydła i lekkiego potu oraz cudowny widok na oświetloną stolicę. Nad nimi pobłyskiwał księżyc a wokół nich rozbrzmiewała cicha, kojąca melodia grana przez skrzypka. Nigdy nie odważyła się złamać regulaminu, a dziś przeszła samą siebie. Była dumna z swojej odważnej postawy, ale też miała wyrzuty sumienia. W końcu rzeczywiście powinna opiekować się domem jako prefekt, a nie wymykać się w nocy z rok starszym puchonem. Wszystkie jej obawy jednak prysły, gdy usłyszała cichy głos w swoim uchu.
      - Kocham cię, Minerwo.
      Odwróciła się i spojrzała w duże, ciemnoniebieskie oczy Roberta. Westchnęła.
      - Też cię kocham, Robercie. - Uśmiechnęła się i przycisnęła swoje wargi do jego ust.
      Gdy wrócili promem, zbliżał się ranek, więc Robert wcisnął w dłonie Minerwy ściskomdlejkę. Dziewczyna przegryzła gorzki cukierek i znów gorąco oblało jej ciało i coś wycisnęło z niej tlen. W ciągu sekundy z głośnym trzaskiem zjawili się na szczycie wieży. Minerwa założyła pasemko włosów za ucho, odwróciła się i...
      - CO WY TU ROBICIE?! JAK SIĘ DEPORTOWALIŚCIE?! JEST PIĄTA DWADZIEŚCIA SIEDEM! JAK....- Wrzasnął woźny. Steven Stalvin był niskim, otyłym mężyczyzną, którego brunatne, długie aż do pasa włosy zawsze cuchnęły tak, jakby ich nie mył. Na jego twarzy malowało się przerażenie a oczy wyszły mu z orbit. Przesunął wzrok na twarz Minerwy. - DO TEGO PREFEKT! PREFEKT! NIECH NO TYLKO DYREKTOR DIPPET SIĘ DOWIE, POŻAŁUJECIE WY SZUMOWINY, WY...
      Ciągnąc za jedno ramię ogłupiałego Roberta, a za drugie czerwoną z nerwów Minerwę, klął przez całą drogę do gabinetu dyrektora. Jednak gdy już mieli wejść, za ich plecami rozległ się spokojny głos.
      - Czy coś się stało, Stevenie?        
      Woźny wbił mętne oczka w postać szczupłego, wysokiego mężczyzny o przenikliwych jasnych oczach i okularach połówkach.
      - Profesor Dumbledore! Prowadzę tych tu do dyrektora Dippeta - Stalvin potrząsnął ramieniem Roberta, który z kolei wbił wzrok w ziemię. - Nie wiem jak, ale teleportowali się na terenie szkoły! Byłem na Wieży Astronomicznej i nagle usłyszałem trzask. Deportowali się! - wychrypiał, zezując oczkami. Dumbledore badawczym wzrokiem przeszył najpierw twarz Roberta, później Minerwy. Ściągnął brwi.
      - Ja się tym zajmę.          
      - Ale... - zaczął Stalvin, ale zamilkł na widok ostrzegawczego spojrzenia czarodzieja. Poczłapał w przeciwnym kierunku, a profesor Dumbledore wprowadził ich do nieużywanej klasy. Usiadł za zakurzonym biurkiem i wbił wzrok w uczniów.
      - Jak złamaliście zaklęcia? - Powiedział cicho. W jego głosie zabrzmiała ostra, karcąca nuta.
      - To mój brat, Edward. Dwa lata temu ukończył Hogwart - Odezwał się łamiącym głosem Robert. Przełknął ślinę - Wynalazł cukierki, które pozwalają teleportować się mimo zaklęć. Dał mi parę, poprosiłem go. Edward uwielbia eliksiry i zaklęcia, jest w tym naprawdę dobry. - Robert spojrzał na Minerwę szukając wsparcia. Gryfonka kiwnęła głową.
- Mógłbym zobaczyć takiego cukierka? - Dumbledore wyciągnął dłoń w kierunku Roberta. Chłopak wyjął z kieszeni złotą malinę i podał profesorowi. Dumbledore wbił w nią wzrok i zaczął lustrować z każdej strony. Po dokładnych oględzinach znów przeniósł spojrzenie na Roberta - Dziś tylko dostaniecie upomnienie. Oboje jesteście wzorowymi uczniami i mam nadzieję, że to się nie powtórzy - Dumbledore uniósł brwi - Gdyby ktoś niepowołany je dostał... Napiszę sowę do Edwarda i uświadomię go, jak poważne skutki może nieść jego postępowanie.
      Minerwa odetchnęła z ulgą. Przez moment myślała, że wyrzucą ją z Hogwartu. Udało jej się. Była pewna, że nigdy już nie zrobi niczego tak ryzykownego. Zerknęła na Dumbledore'a i mruknęła:
      - Dziękujemy, panie profesorze. To się już więcej nie powtórzy.
      -  Oby. Panie Rocket, następnym razem wystarczy przejść się po błoniach i uraczyć pannę McGonagall miłą rozmową. Jestem pewny, że to również podbiłoby jej serce. - Choć głos miał poważny, na twarzy Dumbledore'a czaił się uśmieszek. McGonagall zarumieniła się i przymknęła powieki.
      Świat wokół znów zawirował i dorosła profesor McGonagall stanęła w swoim gabinecie przed myślodsiewanią pożyczoną od dyrektora Dumbledore'a. Roześmiała się nerwowo i wyciągnęła wspomnienie z przedmiotu, wkładając je z powrotem do zakurzonej buteleczki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz