Wiktoria Nalewka - Cassie Lovegood(nawiązanie do wariactwa Ksenofiliusa Lovegooda)
Magia jest znana w świecie od stuleci. W
1651r. palono na stosie czarodziejów, ponieważ istoty poza magiczne bały się
różnych zjawisk nadprzyrodzonych. Jednak mugole (osoby nie zdolne do czarów)
nie wiedziały, że czarodziejów można zabić tylko jednym zaklęciem zwanym niewybaczalnym. Różne próby uśmiercenia
czarodziei nigdy nie działały i dlatego różni mugolscy profesorzy zaczęli badać
magię. Z roku na rok zaczęli być coraz bardziej wścibscy. Cały świat
czarodziejów zaczął się ukrywać. Wiele różdżek przez nieuwagę czarodziejów
zaczęło gnić w rękach zwykłych ludzi. Mugole w końcu zaczęli posuwać się o
wiele dalej, odkrywali więcej zjawisk, i zaczęli rozumieć magię. Ministerstwo
zaczęło ingerować i usuwali zaklęciami pamięć ludzi. Jednak czarodziei było za
mało, w porównaniu z milionami ludzi. W celach doświadczeń mugoli, zagrożeni
byli młodzi czarodzieje, ponieważ oni nie mogli się bronić, nie mogli rzucać
zaklęć, nie byli wyszkoleni przez rodziców. I dlatego stworzono 3 szkoły
magii: Hogwart, Beauxbatons i Durmstrang. Zaczęto kształcić w nich młodych,
przez co powiększyło się grono czarodziejów. Wspólnymi siłami zaczęli usuwać
pamięć zwykłych ludzi. Trwało to latami, jednak co raz mniej osób wiedziało o
magii. Do dzisiaj jest garstka osób u których przejawia się pamięć, jednak
takie osoby najczęściej są zgarniane do klinik psychiatrycznych. A szkoły nadal
przetrwały, ucząc młode pokolenie czarodziejów.
I właśnie do jednej z nich przyjęto
Cassie Lovegood, a mianowicie do Hogwartu. Cassie dostała list w dniu swoich 11
urodzin. Siedziała przy kominku, kiedy do wielkiego salonu wleciała kremowa,
mała sowa. Nie zdziwiła się na widok listu, ponieważ cała jej rodzina była przyjęta
do tej szkoły. Jej brat-Ksenofilius już ostatni rok spędzi w Hogwarcie.
Natomiast siostra- Agnes ukończyła już szkołę dwa lata temu. Dom Lovegoodów
umieszczony był w małej miejscowości Sighs. Było to urocze miejsce położone na
wschód od Londynu. Dom z pewnością nie był zwyczajnym domem. Wyglądał jak duża
bańka mydlana. A drzwi i okna były odwrócone do góry nogami. W środku natomiast
było bardzo dużo dziwnych drobiazgów m.in. ruszający kwiatek, który sam się
nawadniał, tańczące buty, słoiki z zapachami różnych miejsc, wielkie duże
serce, które biło w samym środku domu, nuty latające we wszystkich
pomieszczeniach. Wszystko w tym domu tętniło życiem, magicznym życiem. Na górze
domu Cassie leżała w swoim pokoju oparta o duże, lewitujące łóżko z dużym białym
kotem u boku, który patrzył się na nią swoimi ogromnymi oczami.
- Już za godzinę pojedziemy do Hogwartu,
mam nadzieję że cieszysz się tak jak
ja.- powiedziała głaszcząc Harpera.
Wczoraj Cassie odwiedziła ulicę Pokątną,
kupując wszystkie potrzebne jej rzeczy do Hogwartu. Była bardzo zadowolona z
tych zakupów i z przyjemnością teraz ponownie sięgnęła po zakupione rzeczy oraz
po listę przedmiotów obowiązujących na
pierwszym roku. Miała mieć 7 obowiązkowych zajęć w tym: Eliksiry, Zaklęcia,
Zielarstwo, Transmutacja, Astronomia, Historia Magii oraz Latanie na miotle.
Cassie była taka podekscytowana pierwszym pójściem do Hogwartu, że nie
potrafiła już leżeć spokojnie na łóżku. Zeszła delikatnie z łoża i zaczęła
układać ponownie swoje rzeczy. Kiedy już były idealne ułożone wzięła kufer i
zeszła na dół. Ksenofilius też był już gotowy.
- O której jedziemy?- spytała się.
- Cass. Ile razy mam ci mówić? Nie
możesz wytrzymać 10min?- zaśmiał się, potrząsając swoimi długimi blond
włosami.
Cassie przygryzła wargę i odetchnęła.
Odwróciła się i wzięła do ręki najnowszy numer Proroka Codziennego. Przeczytała
wielki napis na stronie głównej: DOSZŁO DO KOLEJNYCH MORDERSTW.
Wzięła duży haust powietrza, po czym
zaczęła dalej czytać.
,, Wczoraj o godzinie 11:30 znaleziono
kolejne ciało na ulicy Pokątnej. Tym razem było to ciało młodej czarownicy- Alice Filch,
która szykowała się już do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Była to siostra
woźnego w Hogwarcie- Argusa Filcha. Ministerstwo Magii jest ZANIEPOKOJONE. W
ciągu wakacji doszło już do 18 morderstw. Nadal nie znaleziono sprawcy.''
Spojrzała na poruszające się zdjęcie
obok tekstu.
18 mordertsw w ciągu 2 miesięcy.
- Możemy już iść.- powiedział
Ksenofilius.- Cass? Wszystko w porządku?
- Znów znaleziono kolejne ciało!-
wykrzyknęła przerażona.
Ksenofilius spojrzał na leżący w jej
dłoni Prorok Codzienny. Szybkim ruchem zabrał jej gazetę.
- Och Cass. Nie warto się przejmować.
Nie bój się. W Hogwarcie jest bezpiecznie. A poza tym jest to stare wydanie. To
się stało miesiąc temu. Teraz nie dokonano żadnych mordów. - uśmiechnął się do niej
pocieszająco.
- Tak. Tak. - uśmiechnęła się, jednak
nadal nie przekonana.
- Chodź, bo się spóźnimy.- wziął kufer i
poszedł w stronę drzwi.
- Mamo? Tato? Idziemy już!- wykrzyknęła
Cassie i ruszyła za Ksenofiliusem.
Pojechali w stronę stacji Kings Cross,
gdzie znajdował się Peron 9 i 3/4. Przeszli przez barierkę i powędrowali ku
pociągu wiodącego do Hogwartu. Cassie usiadła w jednym z przedziałów z gburowatym
chłopcem o ciemnej karnacji.
- Hej. Nie mogę się doczekać tej szkoły.
A ty?- uśmiechnęła się do niego, zachęcając go do rozmowy.
Chłopiec spojrzał się na nią, skrzywił
się i odwrócił wzrok. Cassie bardzo wolno zleciała podróż do szkoły, ponieważ
mimo chęci rozmowy, chłopak w przedziale już nawet nie zaszczycał ją
wzrokiem.
Po godzinie dotarli na miejsce. Wyszła z
pociągu i jej oczom ukazał się wysoki młody człowiek. Wyglądał jakby dopiero co
ukończył szkołę. Miał bardzo zmartwiony i przygnębiony wyraz twarzy. Na jego
widok bardzo jej się go szkoda zrobiło.
- Pierwszoroczni za mną! Do łodzi
idziemy, już! Po dwie osoby!- zagrzmiał.
Wszyscy w jej wieku zaczęli iść w stronę
tego przysadzistego mężczyzny. Zobaczyli duże łodzie unoszące się na wodzie.
Weszła do jednej z nich z tym gburowatym chłopcem. Nawet nie dowiedziała się
jak się nazywa. Po 5 minutach pływania, jej oczom ukazał się ogromny zamek.
Uśmiechnęła się na jego widok, i poczuła przypływ radości. Wyszli z łodzi i
powędrowali do zamku. Powitał ich tam, mężczyzna z siwą, długą brodą i z niebieskimi
oczami spoglądającymi zza okularów- połówek.
- Witajcie w Hogwarcie. Nazywam się
Albus Dumbledore. Teraz zaprowadzę Was na Ceremonię Przydziału, która zdecyduje
do jakiego domu zostaniecie przydzieleni.- uśmiechnął się, po czym otworzył
ogromne drzwi.
Cassie wchodząc do środka zobaczyła
wielką salą z 4 długimi stołami, przy których już siedzieli uczniowie. Po
prawej stronie siedzieli jak się domyślała Cassie- nauczyciele. Czarodziej o
siwej brodzie- Albus Dumbledore stał obok krzesła ze starą czapką, która nagle
zaczęła śpiewać. Cassie była w takim stresie że nie docierały do niej słowa
czapki. Kiedy zakończyła śpiew, ponownie odezwał się Dumbledore.
- Oto jest Tiara Przydziału. Teraz będę
wyczytywał po kolei nazwiska, a osoby będą podchodzić tutaj i zostaną
przydzielone do odpowiedniego domu.- odetchnął.- Mark Crabble!
Wyszedł chłopiec, z którym siedziała w
przedziale, Dumbledore położył mu na głowę tiarę.
- SLYTHERIN!- wykrzyknęła tiara.
Chłopiec odszedł, a Dumbledore zaczął
wyczytywać dalej.
- Alex Creevey!
Wyszedł chłopiec o jasnej urodzie, a
Tiara przydzieliła go do Gryffindoru.
- Cassie Lovegood!- wyczytał Dumbledore.
Cassie ogarnęła panika gdy zbliżała się
do do profesora. Dumbledore uśmiechnął się do niej i położył na jej
głowie Tiarę Przydziału
-RAVENCLAW!- wykrzyknęła tiara w
jej głowie.
Cassie odetchnęła z ulgą, bo trafiła tam
gdzie Ksenofilius. Poszła w jego stronę i usiadła koło niego przy długim
stole.
- Brawo Cass! Jestem taki dumny!-
uśmiechnął się do niej.
Cassie słuchała jak Tiara nadal
przydziela pierwszorocznych. Do Ravenclawu dołączyli jeszcze Michael Thomas,
George Sann, John Davis, Charlotte Moore, Vinny Polk, Rose Evans i wiele
innych, których nie zapamiętała Cassie. Kiedy uroczystość Przydziału dobiegła
końca, Dumbledore udał się na miejsce koło młodej nauczycielki w zielonej
szacie. A po nim wstał czarodziej o gęstej, białej brodzie, gęstych wąsach i
małych oczach. Miał na sobie czapkę koloru brązowego oraz starą szatę.
- Witajcie uczniowie! Nazywam się
Armando Dippet. Jestem dyrektorem tej oto Szkoły. Mam zaszczyt gościć Was w
Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.. I mam przyjemność przedstawić także
Waszą nową profesor od transmutacji- panią Minerwę Mcgonagall.
Wszyscy powitali ją gromkimi brawami. A
pani profesor spłynęła rumieńcem.
- Chciałbym przypomnieć, że ze względu na bezpieczeństwo,
nie można wchodzić do Zakazanego Lasu, a także przypominam, aby w tym roku
nawet nie próbować SZUKAĆ komnaty tajemnic. A teraz pozwalam abyście się
najedli.- dyrektor uśmiechnął się po czym usiadł na miejsce.
Stoły zapełniły się jedzeniem i wszyscy
uczniowie zabrali się do jedzenia. Cassie była pod wrażeniem, tak dużo jedzenia
jeszcze nigdy nie widziała. Nałożyła sobie kurczaczków, i zastanawiała się nad
pytaniem, które ją dręczyło. Z ciekawości
nie wytrzymała i zapytała się Ksenofiliusa.
- Co to jest komnata tajemnic?-
mruknęła.
Ksenofilius zastanowił się, po czym
odpowiedział.
- Widziałaś może gajowego? Zapewne
zaprowadzał Was do zamku.
Cassie przytaknęła.
- A więc 4 lata temu, kiedy ja byłem w 1
klasie, to on otworzył komnatę tajemnic, była to taka komnata, gdzie żył
potwór, który zabił jedną uczennicę. Uczeń tej szkoły- Tom, nakrył go i zgłosił
do dyrektora. Jednak Dumbledore zmusił Dipetta na to, żeby Hagrid został w
Hogwarcie jako gajowy. I odkąd skończył 13 lat nie edukował się już tu. Teraz
samotnie spędza czas w swojej chacie i spełnia swoje nowe obowiązki.
- To dlatego był taki smutny.- zamyśliła
się Cassie. - A kto to jest ten groźnie wyglądający mężczyzna, który podszedł
do Dumbledora?
Ksenofilius podążył za jej wzrokiem.
- To jest Argus Filch. Nasz woźny.
Zawsze go uwielbiałem, jednak teraz zrobił się straszny. Pewnie przez śmierć
swojej siostry. Czytałaś o tym w Proroku. Spotkałem go dzisiaj, kiedy przechodziłem.
Z początku nie poznałem go. Ma strasznie podkrążone oczy. I nie wiem kiedy się
ostatnio mył. I ma tą straszną kotkę. Tak myślę że ona tak naprawdę jest jego
siostry- Alice. I przez cały dzień ta kotka za nim chodzi, a on za nią. Myślę
że nie rozstanie się z nią, bo to taka jakby pamiątka po jego córce.- westchnął
i spojrzał współczująco na woźnego.
- Powiedz mi który nauczyciel jest od
czego. - poprosiła Cassie brata.
- A więc po prawej jest Horacy Slughorn.
Nauczyciel od eliksirów. Koło niego siedzi Herbert Beery- nauczyciel od
zielarstwa, a koło niego pani Hooch- nauczycielka od latania na miotle. Potem
siedzi profesor Mcgonagall- od
transmutacji, a potem Dumbledore tylko nie wiem czego będzie uczyć skoro zawsze
był od transmutacji. Koło Dumbledora jest dyrektor, a koło dyrektora, Aurora
Sinistra- nauczycielka Astronomi, a potem profesor Cuthbert Binns, od
Historii Magii. No a reszta nie będzie Cię uczyć. - uśmiechnął się.
Cassie kiwnęła głową. Nie mogła niestety
już zjeść pysznych kremówek, ale stwierdziła że zapakuje sobie, żeby zjeść je
później. Tylko to zrobiła, a wszystko zniknęło ze stołów. Chwilę potem wstał
dyrektor.
- Myślę, że już się wszyscy najedli.
Dlatego też udajcie się za do swoich dormitoriów za przewodnictwem
prefektów.
Poszli za chłopcem o jasnej
karnacji z 7 roku. Kiedy szli do pokoju wspólnego, Cassie zauważyła że koło jej
brata zatrzymała się ładna dziewczyna o lekko rudych włosach. Zaciekawiona
poszła w jego stronę. Dziewczyna spojrzała na Cassie i się do niej uśmiechnęła.
Miała bardzo ładny, szczery uśmiech.
- To twoja siostra?- zwróciła się do
Ksenofiliusa.
- Tak.- wyszczerzył się Ksenofilius i
zmierzwił włosy od nasady.
- Jestem Lily Evans . Chodzę z twoim
bratem na zielarstwo oraz na transmutacje.- uśmiechnęła się szczerze do niej i
podała rękę.
- Cassie Lovegood.- odpowiedziała i
uścisnęła delikatną rękę Lily.
- Bardzo podobni jesteście do siebie.
Oboje macie
blond włosy.- powiedziała, przyglądając się im.
- Tak, trochę. - przyznał Ksenofilius.
- Z jakiego domu jesteś? Nie widziałam
cię przy stole Ravenclawu.- powiedziała Cassie.
- Bo nie jestem z Ravenclawu. Jestem z
Gryffindoru.- uśmiechnęła się dziewczyna.
Cassie kiwnęła głową, a Ksenofilius
spochmurniał.
- Lily! Lily, gdzie jesteś?- wydobył się
zza dziewczyny pleców wesoły głos.
Lily odwróciła się i uśmiechnęła się
pokazując wszystkie swoje równe zęby. Za nią stał przystojny chłopak o kruczych
włosach. Miał ciemne oczy, a na zgrabnym nosie widniały okulary. Wydawał się
pewnym siebie chłopakiem.
-James! Właśnie przywitałam się z
Ksenofiliusem i jego siostrą.- zwróciła się do chłopaka.
Chłopak spojrzał się na nas z wesołym
wyrazem twarzy.
- Witaj Ksenofilusie. Mam nadzieję, że
mnie pamiętasz, bo ja ciebie tak. Czyż nie graliśmy razem w Quiditcha?
Ksenofilius nagle ożył.
- Tak! To ja Cię zepchnąłem z miotły! -
wyszczerzył się.
James skrzywił się.
- Tak, do dzisiaj mnie trochę głowa
boli. - mruknął.
- James, nie przesadzaj, od zawsze byłeś
chory na głowę!- parsknęła śmiechem Lily.
- Hmm. nie sądzę, moja droga.- zadumał
się James.
- Tak? A kto na pierwszym roku na
eliksirach połączył grdęs małpi z pylinką gorzałku?- zmrużyła oczy Lily.
- Eee...Nie było tak źle jak to
wypiłem..- zmieszał się James.
- Aha. Na pewno. W sumie to jak twoje
ciało zmieniło się w małpie, a twarz pozostała, to nie było takiej dużej
różnicy.- wyszczerzyła się Lily.
James zmarszczył brwi i posłał jej
kuksańca w bok. I cała czwórka parsknęła śmiechem.
- No dobrze, musimy się rozdzielić, bo
nie poznamy hasła od dormitoriów. Do zobaczenia Ksenofiliusie na wspólnych
lekcjach. A Ty Cassie, powodzenia w Hogwarcie.- mrugnął James do niej.- I
pamiętaj nigdy nie łącz grdęsu małpiego z pylinką, bo no wiesz.. to się źle
kończy. - uśmiechnął się do niej.
Razem z Lily poszli w stronę
dormitoriium Gryfonów. A Cassie z Ksenofiliusem ruszyli w stronę
Krukonów.
- Naprawdę zepchnąłeś go z miotły?-
zapytała zaciekawiona Cassie.
- Yhm. Po tym jak mówił na mnie ''Krukon
Ksenia''. Nie dopuściłem do tego, aby ktoś mnie nazywał jak dziewczynę! Nazywam
się KSENOFILIUS, a nie KSENIA- powiedział poważnym, urażonym tonem.
Cassie próbowała się powstrzymać od
śmiechu.
- Oczywiście KSENOFILIUSIE.- po tych
słowach nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
Następnego dnia Cassie poszła na
śniadanie do Wielkiej Sali. Nie zauważyła swojego brata, więc usiadła koło
chłopca o bardzo jasnych, niebieskich oczach, który jadł kanapki z lekko
przysmażoną szynką.
- Smacznego. -powiedziała do niego
Cassie.
- Dziękuję. - odpowiedział lekko
zaskoczony. - Jesteś tutaj pierwszy raz?
- Yhm. - odpowiedziała grzecznie Cassie,
nalewając sobie sok.
Chłopiec bardzo się rozchmurzył.
- Pierwszą lekcją jaką mamy jest Obrona
z profesorem Dumbledorem. Tak pisze w rozkładzie. Ale Obrona przed czym?
- Nie mam pojęcia. Pewnie za chwilę się
wszystko wyjaśni. - mruknęła Cassie.
- Yhm. Dziwne. I do tego mamy pierwszą
lekcje z Gryffindorem. To chyba dobrze..Wiesz co..mam pytanie.. no bo wiesz..
ja... t..tu... nikoogo...nie.ee....znam...eee.. no i wiesz...ee-zaczął jąkać
się chłopiec.
- Mów śmiało.- pospieszyła go Cassie.
- Czymogłabyszemnasiedziecbonikogonieznamibojesiesamsiedziec..-powiedział
szybko chłopak.
- Mógłbyś powtórzyć? Bo nic nie
zrozumiałam.- powiedziała Cassie.
- Chcesz ze mną siedzieć na zajęciach?-
powiedział, po czym spłonął na twarzy.
- Aaa jasne. Też nie mam z kim
siedzieć.- wyszczerzyła się Cassie.
Chłopak się rozweselił i z wdzięcznością
się do niej uśmiechnął.
- Dziękuję. Jestem John Davis. -
przedstawił się.
- Miło mi. Ja Cassie Lovegood.-
powiedziała.
- Witaj Cassie.
- Witaj John.
- Za bardzo oficjalnie?
- Stanowczo za bardzo.
Oboje spojrzeli się na siebie i zaczęli
się serdecznie do siebie śmiać. Po czym zabrali po kanapce i ruszyli do sali z
lekcją Obrony. Ruszyli długimi poruszającymi się samodzielnie schodami. Weszli
do ciemnej, pustej sali. Oboje się zdziwili, ponieważ nie było tam ani jednego
krzesła ani ławki.
- Mamy lekcje z tym starszym panem, co
nas prowadził do Sali? Z tym w kolorowych skarpetach w paski?- spytał się jakiś
pierwszoroczniak z Gryffindoru.
I w tym samym momencie wyszedł profesor
Dumbledore z rozbawioną miną.
- Na to wygląda, panie Jones. Jednak
wydaję mi się, że tego dnia co Was wprowadzałem do Sali miałem na sobie
skarpetki w kolorowe kółka. - zadumał się Dumbledore.- No ale w każdym razie,
gratuluję spostrzegawczości, nie każdy pierwszoroczniak skupia się na takich
szczegółach jak cudze skarpetki.. i to w dodatku w pierwszy dzień szkoły...
- Przepraszam, panie profesorze. Ja...
nie chciałem pana urazić... Ja naprawdę nie patrzyłem się zbytnio na pańskie
skarpety...- spłonął chłopiec.
- Ależ panie Jones, spotrzegawczość to
bardzo dobra cecha! Oo tak... dzięki niej można bardzo dużo osiągnąć, bo
właśnie w szczegółach tkwi prawda. Więc nie ma pan się czego wstydzić! A teraz
może przejdźmy do zajęć, i porzućmy temat moich skarpetek. - mrugnął profesor-
Pewnie się zastawiacie, jakie zajęcia będę z wami prowadzić. Otóż wraz z
dyrektorem przekonaliśmy Ministerstwo Magii aby do naszej szkoły wprowadzono
Obronę przed Czarną Magią. Zapewne już wiecie o morderstwach które dokonano w
te wakacje... Nie kryje, ale bardzo mnie to zaniepokoiło. I z pewnością dokonał
tego potężny, ale też bardzo zły czarodziej. Dlatego też doszliśmy do wniosku,
że jednak powinniście być nauczani jak się obronić przed złymi mocami. I od
tego tutaj jestem. Trochę się znam na tej obronie. Dlatego też będę Was nauczać..
Czy któreś z Was wie jak się nazywa potężne i okrutne zaklęcie, którego
dokonano na tych wszystkich czarodziejach?
Parę osób ostrożnie podniosło
rękę.
- Hmm. Dobrze. Jednak nie chcę abyście
wymówili te słowa na głos. Dlatego, że nie chcę żebyście się ich uczyli, bo to
jest OBRONA przed Czarną Magią, a nie żadna LEKCJA Czarnej Magii. Więc
pozwolicie że ja wypowiem te słowa. Zaklęcie to nazywa się: avada kedavra. I
nikt nie jest w stanie go zatrzymać. I nie potrafię Was nauczyć jak uniknąć
tego zaklęcia... jednakże nauczę Was jak spowolnić tego czarodzieja, który
rzuca na Was to okropne zaklęcie.. A więc zacznijmy od zaklęcia powodującego
bardzo jasne światło, które zaślepi przeciwnika. Powiedzcie: cressando. Jednak
wypowiadając to zaklęcie skupcie się na tym jak bardzo chcecie aby to zaklęcie
oślepiło.
Cała sala wypełniła się
głosami.
- Dobrze, bardzo dobrze. A teraz
ustawcie się parami i poćwiczcie zaklęcie. Jak zauważycie to zaklęcie działa
bardzo krótko, ono niestety tylko oślepi przeciwnika, ale nie osłabi.
Pamiętajcie o tym.
Po Obronie Cassie i John poszli na
Eliksiry. Cassie bardzo pragnęła mieć te zajęcia, więc nie zdziwiła się, że
wraz z Johnem przyszli pierwsi. Rozejrzeli się po sali i zaczęli się przyglądać
różnym kociołkom. Bardzo zaciekawieni
poszli oglądać eliksiry. Z przejęciem czytali nazwy różnych składników. Kiedy
Cassie wzięła do ręki jedną próbkę, i podeszła do Johnna, próbówka upadła jej
na podłogę i się rozbiła.
- Co teraz? - spytała się przerażona.
- Nie będzie dobrze, tu pisze że to był
eliksir z jakiś trudno dostępnych składników. - skrzywił się John- Idź do
tamtej sali i lepiej powiedz to Slughornowi.
Cassie pokiwała głową i ruszyła w stronę
drugich drzwi. Kiedy weszła do pokoju, pierwsze co zobaczyła, to bardzo dużo
porozrzucanych książek. Po środku stało biurko w stylu wiktoriańskim. Pod biurkiem
leżał dywan, który co chwila się poruszał. A na biuku było pióro, które samo
pisało. Ściany pokrywało bardzo dużo szafek z eliksirami.
- Proszę pana? Panie profesorze? Jest tu
pan?- spytała ostrożnie Cassie.
Zbliżyła się dalej, gdy dostrzegła spod
stolika bezwładne nogi. Zbliżyła się dalej i jej oczom ukazał się leżący,
nieprzytomny profesor. Cassie ogarnęła panika.
- Panie profesorze? Panie profesorze?
Proszę pana!
Do sali wszedł John razem z innymi
uczniami. John od razu zobaczył jej przerażoną minę i opuścił wzrok na leżącego
profesora.
- Wezwę pomoc. - powiedział.
Cassie spojrzała na profesora, miał
bardzo dużo blizn. Kto mu to zrobił?
Po chwili przyszedł Dumbledore z
dyrektorem.
- Co się tu dzieje? Co się...- urwał
dyrektor zobaczywszy Horacego Slughorna.
Dumbledore podszedł bliżej. Obejrzał
dokładnie rany Slughorna, po czym wstał i
podszedł do dyrektora.
- Ktoś rzucił na niego jedno z zaklęć
niewybaczalnych.
- Jakie?- zapytał z przerażeniem
dyrektor.
- Cruciatus. - powiedział cicho
Dumbledore.
Wszyscy w sali wstrzymali oddech. Było
to jedno z zaklęć niewybaczalnych. Powodowało całkowite przejęcie kontroli nad
umysłem ofiary. Żaden dobry czarodziej nie użyje go dla dobrych celów. Od
wieków nie używano go.
- Wszyscy do pokoju wspólnego! Musimy
wzmocnić czary ochronne zamku.
Następnego dnia Cassie została wezwana
do sali eliksirów. Miała w niej czekać na dyrektora, aby dokładnie opowiedzieć
wszystko co zauważyła przez znalezieniem profesora. Nie musiała jednak na niego
czekać, ponieważ dyrektor już patrzył na
nią swoimi małymi, przenikliwymi oczami.
- Jesteś z Ravenclawu, tak?- spytał
zachrypniętym, zmęczonym głosem dyrektor
Dziewczyna pokiwała głową.
- Kiedy się tutaj znalazłaś wczoraj, na
co zwróciłaś uwagę?
Cassie zaczęła wracać pamięcią do
wydarzenia z wczorajszego dnia. Zastanowiła się nad paroma szczegółami, które zauważyła
kątem oka, jednak nie wydawały jej się aż tak ważne.
- Nie zauważyłam nic szczególnego.-
powiedziała po długim zastanowieniu się.
- Próbuj sobie przypomnieć, nawet
najdrobniejsze szczegóły, czasami mogą się naprawdę przydać.
Cassie rozejrzała się po sali.
- Niedaleko stołu, koło pana profesora,
leżała butelka, stłuczona. Był w niej jakby taki długi srebrzysty włos. -
zamilkła, uświadamiając sobie jak to marnie musi wyglądać w oczach dyrektora.
Jednak profesor dogłębnie się
zastanowił.
- Możesz wskazać miejsce gdzie to się
znajdowało? Miejmy nadzieję że nadal tam się znajduje.
Cassie podeszła bliżej i wskazała
miejsce stłuczonej butelki, której już nie było.
- Hmm, ciekawe...Chodź ze mną Cassie. -
powiedział dyrektor.
Cassie posłusznie ruszyła za dyrektorem.
Jak się domyślała, dyrektor prowadził ją do swojego gabinetu. Dyrektor
przyprowadził ją do posągu, po czym powiedział:
-Hodie cras diei tertiae.
Posąg poruszył się i wpuścił ich do
środka. Na pierwszy rzut oka, można było dostrzec bardzo dużo poruszających się
obrazów. Na środku pokoju stało stare biurko. Jednak Dipett nie poszedł prosto
do biurka, tylko ruszył w prawą stronę. Wyciągnął jakiś flakonik i podał
Cassie.
- Czy coś ci to przypomina?
- Tak!- wykrzyknęła Cassie.- O tym Panu
mówiłam. To widziałam obok profesora Slughorna! Jednak udało się panu to
znaleźć!
- Nie do końca. To akurat jest moje. Ten
srebrny włos to wspomnienie. W tym przypadku moje. Ktoś najwyraźniej włamał się
do Slughorna, torturował go, aby uzyskać to jedno wspomnienie. Domyślam się, że
weszłaś, a osoba przestraszyła się i rozbiła flakonik. Jednak czarodziej
wrócił, zabierając wspomnienie. Musiało dla niego bardzo dużo znaczyć. Miejmy
nadzieję, że dowiemy się kto za tym stoi. A teraz idź już może na śniadanie. -
uśmiechnął się dyrektor.
Cassie kiwnęła głową i ruszyła drogą
powrotną. Czuła się winna. Gdyby powiedziała wczoraj o tym co zaobserwowała,
może by to wspomnienie pozwoliło ujrzeć, komu zależało na nim oraz czemu... Ale
nie sądziła, że to ważne. Cassie wbiegła na śniadanie i usiadła obok
Johnna.
- I jak poszło? - spytał się John.
Cassie opowiedziała mu o całej rozmowie
z Dippetem.
- Myślę, że sytuacja się w końcu
wyjaśni.
- Mam nadzieję.- uśmiechnęła się
Cassie.- Widziałeś może Ksenofiliusa?
- Tak. Siedzi w towarzystwie Pandory.
- Kto to jest?- zapytała się
- To taka blondynka. Jest na tym samym
roku co twój brat.
Cassie spojrzała w ich stronę.
- Czemu ona ma spaloną skórę?
- Pandora uwielbia eksperymentować!
Jakiś czas temu, w pokoju wspólnym próbowała otrzymać barwnik dla ludzkiej
skóry. I wypróbowała go na sobie. Efekt był taki, że jej ręce były całe czarne.
Spalone na węgiel. Pani Pomfrey parę dni spędziła na odbarwieniu jej rąk. Udało
się jej to, jednak nadal ma taki ciemny odcień skóry. - wytłumaczył jej John.
Cassie zachichotała.
- Mój brat uwielbia otaczać się ludźmi,
którzy eksperymentują. Najpierw Jace, a teraz Pandora. - powiedziała.
- Poznałaś Jace'a?- wytrzeszczył oczy.-
Jace'a Pottera?
Kiwnęła głową.
- To najlepszy szukający w Hogwarcie!
Dzięki niemu Gryffindor ciągle zwycięża! Nie mogę uwierzyć że go poznałaś!
Niedługo mecz Quiditcha! Zobaczysz jak świetnie sobie radzi w tej grze! Mówię
ci jest ś w i e t n y! - wykrzyknął John
- Wierzę Ci na słowo.- odrzekła z
uśmiechem Cassie. - A z kim mają grać?
- Ze Slhyterinem. Mam nadzieję jednak,
że Gryffindor zwycięży.- powiedział John.
- Co teraz mamy?- zapytała się Cassie
- Transmutację z profesor McGonagall.-
odparł, połykając kawałek steku.
- No to lepiej się pospieszmy.-
zaproponowała Cassie.
John przytaknął i wstał od stołu. Oboje
powędrowali w stronę drzwi, z których wychodził Frank Longbottom w
towarzystwie Alice. Cassie kojarzyła Franka, ponieważ często widziała go z
Lily.
- Cassie, czy to nie przypadkiem duch
Heleny Ravenclaw?- spytał się John.
Cassie spojrzała na schody, i zobaczyła
bardzo piękną czarownicę, o ciemnych, pięknych, czarnych włosach. Miała na
sobie długą szarą szatę.
- Tak, to musi być ona!
- Dziwne, od kilkunastu lat nie
wychodziła ze swojej komnaty..
- A z kim ona rozmawia?
John skrzywił się.
- Czy to nie przypadkiem Tom Riddle? -
powiedział.
- Nie wiem jak wygląda ten Tom, skończył
już szkołę.
- Tak, ale widziałem jego zdjęcie w albumie
szkoły. Mówię ci to na pewno on!- wykrzyknął.
- Pewnie chciał odwiedzić tą szkołę.
John.. Chodźmy już bo naprawdę się spóźnimy!
- Ale Cassie, spójrz! On trzyma diadem
Roweny Ravenclaw! Przecież ON nie powinien w niczyje ręce się dostać, jest
własnością Ravenclawu! A Tom chodził do Slhyterinu! To... niemożliwe. -
wykrztusił.
- Skąd wiesz jak wygląda diadem?
- Widziałem go w ,,Historii Hogwartu''.
Był identyczny.
- To na pewno nie on. Chodźmy już,
proszę cię…- błagała Cassie.
- Patrz idzie w stronę wyjścia… O mój
Boże On się na nas patrzy. Mam pomysł… Pójdźmy za nim, Cassie… Zadałbym mu parę pytań, taka okazja się nie powtórzy!
On był mistrzem tej szkoły. Niektórzy mówią, że jest potężniejszy od samego
dyrektora! Proszę cię… Cassie!- powiedział błagalnym tonem.
Cassie chwilę się zastanowiła. W sumie
czemu nie? Nie chciała odmówić, bo bała się, że John przestanie się z nią
kolegować.
- Dobrze, ale pospieszmy się.-
postanowiła.
Cassie i John ruszyli za Tomem Riddlem.
Byli bardzo ciekawi jakim on naprawdę jest czarodziejem. Na pewno był bardzo
zdolny. Sam profesor Slughorn uwielbiał go. Tom zdobył bardzo dużo statuetek,
jest na każdym zdjęciu w albumach. Z pewnością Cassie miałaby o czym opowiadać
swojemu bratu. Ksenofilius znał go tylko jeden rok, ale nigdy z nim nie
rozmawiał. Wyszli z zamku i powędrowali
w stronę górki. Musieli się pospieszyć, ponieważ niedługo zaczynała im się
lekcja transmutacji. Jednak kiedy doszli do miejsca w którym widzieli
absolwenta Hogwartu on…. zniknął.
- Gdzie on jest? Przecież dokładnie
widziałem go w tym miejscu. – zdziwił się John.
Oboje zaczęli się rozglądać. Nie było
go. Więc, w takim razie gdzie był?
- Chodźmy lepiej do zamku, później się nad tym
zastanowimy, może po prostu przewidziało nam się. – odrzekła lekceważąco
Cassie.
I nagle ku ich zdziwieniu zobaczyli
wędrującego w ich stronę Toma.
- Szukaliście mnie?- zapytał wysokim
głosem.
- T-t-tak. J-jesteś Tom Riddle?- wyjąkał
John.
Chłopiec o ciemnych zagadkowych oczach
skrzywił się.
- Tak. Tom Marvolo Riddle. Chcielibyście
odbyć ze mną małą podróż?-zapytał pełnym
napięcia głosem.
- Oczywiście! To byłby zaszczyt! –
wykrzyknął bez zastanowienia John.
Cassie zmarszczyła brwi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
Powinniśmy już wracać do zamku…- sprzeciwiła się.
- Porozmawiam z waszym dyrektorem. Mam dosyć duże
znajomości. Nie martwcie się, ze mną nic wam nie grozi.- oznajmił czarująco.
Cassie jednak nadal nie była przekonana.
Poczuła lekkie szczypnięcie w dłoń.
- Co z tobą?- wysyczał John.- Chodźmy,
nie daj się prosić.
Tom odwrócił się i zaczął iść w stronę
Zakazanego Lasu. Patrząc na niego, Cassie opuścił lęk, obawa. Stwierdziła, że
czemu by nie spróbować? Nic im się złego nie mogło stać. Przecież to był
potężny czarodziej. Oboje popatrzyli na siebie
i ruszyli za Tomem. Ich nogi same szły. Cassie spojrzała w górę. Robiło
się pochmurnie i zbierało się na deszcz, jednak ogarniał ją taki wewnętrzny
spokój, że nic nie mogło popsuć jej humoru. Tom prowadził ich w głąb lasu Było bardzo ciemno. Drzewa były bardzo wysokie,
a ich cienie pokrywały straszne podłoże Lasu. I nagle Cassie ogarnął niepokój.
- Jesteśmy w Zakazanym Lesie. Nie
powinno nas tu być.- jęknęła.
Wyciągnęła rękę do Johna. Jego oczy były
szare, pozbawione wszelkich uczuć.
- Wracajmy. On na pewno nie ma dobrych
zamiarów. ZAPROWADZIŁ NAS DO ZAKAZANEGO LASU.- szepnęła.
Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na
Toma Riddle’a. Nim jednak to zrobiła, on był pierwszy.
- Expelliarmus! –wykrzyknął, a jej
różdżka powędrowała prosto w jego ręce. – Widzę, że zaklęcie przestało działać…
Jednak twój kolega hm… nadal jest hm… jak by to ując? Ahh.. w lekkim amoku,…
- CO TY NAM ZROBIŁEŚ? JAK… JAK
POZBAWIŁEŚ NAS ŚWIADOMOŚCI?- powiedziała przerażonym głosem Cassie.- Odczaruj go!
Tom skrzywił się.
- Widzę, że nie nauczyli cię kultury..-
skrzywił się
- Jak nas tutaj zwabiłeś? Nikt nie
wchodzi sobie ot tak do Zakazanego Lasu!- wykrzyknęła.
Tom przekręcił głowę, tak jakby się nad
czymś zastanawiał. I kiwnął lekko głową.
- Użyłem bardzo łatwego zaklęcia.
Imperius, znasz takie? Przejąłem po prostu nad wami władzę, nad waszym…
umysłem. – powiedział lekkim tonem.
- Po co? Dlaczego to zrobiłeś? W jakim
celu?! – Cassie spojrzała bezradnie na Johnna.
- W sumie… jak chcesz mogę ci
powiedzieć, nie robi mi to różnicy czy będziesz wiedzieć o moich planach czy
nie. – oznajmił. – Zwabiłem Was tutaj do pewnych celów.. Chcę w pewnym sensie
być nieśmiertelny, dążę do tego… I uzyskam to. Jakiś czas temu…uzyskałem
wspomnienie, w którym opowiadam profesorowi Slughornowi, o tym jak przeczytałem, że można rozczepić swoje ciało
na części, i ukryć w różnych przedmiotach. Nikomu jednak się to nie udało,
jednak ze mną jest inaczej. Postanowiłem rozczepić swoja duszę na 7 części.
Proste, prawda?- zastanowił się przez chwilę.- Horkruks jest takim zapewnieniem,
że nie umrę..
- To byłeś ty… To ty torturowałeś
profesora.. Tylko… dlaczego my jesteśmy ci potrzebni?- spytała się histerycznym
głosem Cassie.
- Jest taka zasada w życiu.. Aby coś
osiągnąć, trzeba się poświecić… W tym przypadku muszę poświecić innych..
Smutne, prawda?- zaśmiał się bez cienia wesołości- I tu zaczyna się wasza rola.
- Nie rozumiem… - powiedziała Cassie
drżącym głosem.
- Aby zostać najpotężniejszym
czarodziejem… Aby zrobić horkruks trzeba popełnić morderstwo, które rozdzieli
mi duszę..
Cassie spojrzała w stronę zamku,
spojrzała na Johnna i złapała go za rękę.
- Chyba już się domyślasz. Tej nocy
oboje umrzecie.
Cassie mocno zacisnęła dłoń nieświadomego
Johnna.
Ostatnie co zobaczyła to było mocne
zielone światło, które przenikło jej przez czaszkę.
Są różne rodzaje rozpaczy. Rozpacz
wynikająca z choroby, nieszczęśliwej miłości i ze śmierci. Ksenofilius pogrążył
się w ostatniej, z powodu śmierci swojej siostry. Jego smutek miał charakter
udręki. Obwiniał się za śmierć siostry, przez co opuścił szkołę i już nigdy do
niej nie powrócił. ‘’Oszalał z rozpaczy’’ mówili o nim. Cierpiał. I w tamtych
chwilach pomogła mu Pandora. Nigdy nie opuściła go. I właśnie po to jest miłość.
W tych najgorszych momentach ocala nas od złego.
Ból doświadczeń jednak wędruje z nami
przez całe życie, z każdą chwilą. Ksenofilius nigdy nie zapomniał o swojej
malutkiej Cass. Z czasem jednak przyzwyczaił się po prostu bez niej żyć, ale
nigdy się z losem swojej siostry nie pogodził. Śmierć to okrutny wróg.
Przychodzi znienacka. Powoduje
osłabienie, powoduje rany nieuleczalne. Nawet czary nie pomogą w zaspokojeniu
okropnej pustki po stracie ukochanej osoby. Jedynym lekarstwem jest miłość. I tak zawsze
pozostanie.
To łączy świat magii i świat mugoli- miłość
oraz śmierć.
Fajny pomysł ale czemu Lily Evans chodziła w tym samym czasie do szkoły co Tom Riddle? Między nimi było z 30 lat różnicy przecież....
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak wiem, że między nimi było 30 lat różnicy, jednak to był mój pomysł :) upewniłam się także administratorów stronki czy mogłabym wprowadzić inne dane wiekowe i zgodzili się, dlatego też dodałam swoje własne, wymyślone daty :)
Potwierdzam! Udzieliliśmy takiej zgody bo tu chodzi głównie o kreatywność, a całe opowiadanie jest na prawdę ciekawe i pomysłowe :3
Usuń